Tekst: Sławomir Shuty Ulica Wszystkośmy tu mieli, co musiało być, za niczym nie trzeba było chodzić – tu na miejscu wszystko było – żłobek, przedszkole, podstawówka, budowlanka, szewc, magiel, krawiec, warzywniak, spożywczy, apteka, dom kultury, wypożyczalnia kaset wideo, garaże, kioski ruchu, kościoła tylko brakowało i tak zwanej przychodni zdrowia, w których by się mogły spowiadać stare baby i niemłode chłopy ze swoich bolączek i bolaków – wszystko zamknięte w szarych bryłach, które, gdy na nie patrzeć z góry, przypominać mogły śmieszne, zabawkowe, połyskujące patyną starości, nałożoną nań celowo dla wzmocnienia efektu realistycznego, rozłożone na spłowiałym dywanie kolejowe miasteczko, które pod pachnącą dalekim aromatem modrzewiowego drzewka plastikową świąteczną choinką znalazły podniecone wizją czekających nań zabawek szkraby; miasteczko, w którym wszystko stało, ino kolejki zabrakło. W rozstawionych w równym, jakby z manierą socrealistycznego architekta, rzędzie kartonikach po m...